Kaleo we Wrocławiu – muzyczna podróż przez wzloty i chwile zawahania | zdjęcia, recenzja

6 grudnia w Centrum Koncertowym A2 we Wrocławiu Kaleo po raz kolejny zmierzyło się z oczekiwaniami swoich fanów. Wyprzedana sala wypełniła się zarówno wiernymi słuchaczami, jak i tymi, którzy przyszli sprawdzić, jak zespół poradzi sobie w klubowym, bardziej kameralnym klimacie. Była to okazja do przeżycia jednego wieczoru w towarzystwie islandzkich brzmień, które zyskały globalną popularność dzięki przebojowi „Way Down We Go”. Za organizację koncertu odpowiadało Live Nation.

Intymny początek i niepewne kroki

Koncert rozpoczął się spokojnie – nowsze utwory, takie jak „USA Today” czy „Break My Baby”, nie porwały publiczności od razu, ale zbudowały pewien nastrój. JJ Julius Son, lider zespołu, stopniowo otwierał się na widownię, z początku wydając się raczej powściągliwy. Wraz z kolejnymi kawałkami, jak „Broken Bones” i uwielbiane „All the Pretty Girls”, atmosfera zaczęła się rozkręcać. Publiczność śpiewała, a na twarzach muzyków pojawiły się pierwsze oznaki swobodniejszej interakcji.

Koncertowe wzloty i cienie

Chociaż zespół momentami ukazywał swoje pełne możliwości – szczególnie w energetycznym ,,Hot Blood’’ – zdarzały się też fragmenty, w których napięcie słabło. Utwory takie jak „Lonely Cowboy” czy „I Can’t Go On Without You” trochę wybiły koncert z rytmu, spowalniając budowany wcześniej entuzjazm. Mimo to publiczność pozostała lojalna, a zespół wykorzystał to w końcówce, gdy wprowadził więcej gitarowego ognia.

Eksplozja energii na finał

Druga część koncertu to prawdziwa muzyczna eksplozja. Od zadziornego „Skinny”, przez nieśmiertelne „Way Down We Go”, po riffowe „No Good” – Kaleo udowodniło, że wciąż potrafi sięgnąć po swoje najmocniejsze strony. Bisy były ukoronowaniem wieczoru – dynamiczne „Backdoor” i „Rock N Roller” rozbrzmiały z pełną siłą, zostawiając publiczność z uśmiechami i poczuciem, że ten wieczór miał swoje niezaprzeczalne momenty.

Zbyt tłoczno, by w pełni się cieszyć

Niestety, klimat koncertu nieco psuła organizacja wydarzenia. Mieliśmy wrażenie, że sprzedano zbyt wiele biletów, co sprawiło, że sala była przepełniona. Tłok odbierał część przyjemności z koncertu – trudno było znaleźć przestrzeń do swobodnego poruszania się czy cieszenia się muzyką bez rozpraszających niedogodności.

W poszukiwaniu tożsamości

Koncert Kaleo w A2 pokazał, że zespół wciąż szuka swojego miejsca na scenie muzycznej. Ich potencjał pozostaje ogromny – szczególnie w dynamicznych, gitarowych utworach – ale czasami zdaje się, że blokuje ich skandynawska rezerwa lub brak konsekwencji w budowaniu napięcia czy tworzeniu relacji z fanami. Niemniej jednak wieczór we Wrocławiu na pewno zbliżył fanów do zespołu, przypominając, dlaczego ich muzyka wciąż ma w sobie coś wyjątkowego.

Czy Kaleo odnajdzie swoją pełnię na kolejnych albumach i koncertach? Czas pokaże, ale ten wieczór był obiecującym krokiem w dobrą stronę, mimo pewnych organizacyjnych mankamentów. Widzimy się pod sceną, trzymajcie się ciepło!

Zdjęcia

Fot. Magda Stasio | @magda_fotografowanie

Link do zdjęć: https://www.facebook.com/share/p/199uYnmr5a/

Dziękujemy, że czytasz artykuły na tuPozytywnie.pl 🙂 Bądź zawsze na bieżąco i obserwuj nas na Facebooku!