Drugi dzień ZORZY wspieranej przez T-Mobile we Wrocławiu przyniósł nieco inną energię niż otwarcie festiwalu. Mniej oczywiste współprace, więcej przestrzeni na emocje i reinterpretacje – zarówno własnej twórczości, jak i muzycznego dziedzictwa. To właśnie tego dnia najpełniej ujawniła się koncepcja „trochę innych” występów – specjalnie przygotowanych, jednorazowych projektów, których nie zobaczycie nigdzie indziej.
Scena główna — melancholia, dziedzictwo i pokolenia
Kortez wraca z „Bumerangiem” — ale trochę innym, bo po 10 latach. Kiedy po dekadzie artysta sięga po materiał ze swojego debiutu, można się spodziewać wszystkiego. I właśnie to „wszystko” dostaliśmy. Zamiast nostalgicznej podróży w przeszłość, był to koncert nasycony dojrzalszym spojrzeniem, mniejszą naiwnością, a większym dystansem. „Zostań” czy „Od dawna już wiem” zabrzmiały dziś inaczej — mniej jak intymne wyznania, bardziej jak refleksje człowieka, który już wie, że nawet najlepsze słowa nie zatrzymają czasu.
Kacperczyk i Kukon — ale trochę inni, bo gdzieś pomiędzy ogrodami, a pokoleniem końca świata. To byli niezależni artyści, którzy tego samego wieczoru przenieśli nas na dwa zupełnie różne końce emocjonalnego spektrum młodego pokolenia. Bracia Kacperczyk – szczerzy, melodyjni, z tekstami, które brzmią jak notatki z życia. Kukon – chłodniejszy, bardziej bezpośredni, ale z wyczuwalną czułością pod powierzchnią. Nie potrzebowali wspólnego występu – wystarczyło, że ich narracje wybrzmiały w tej samej przestrzeni.
Dawid Podsiadło i Artur Rojek — ale trochę inni, bo bez Dawida jako głównego bohatera. To było jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń drugiego dnia – i jednocześnie jedno z najbardziej zaskakujących. Nie usłyszeliśmy ani jednej piosenki Dawida. Zamiast tego, duet z Arturem Rojkiem oddał hołd muzyce, która formowała Podsiadłę jako słuchacza i artystę. Przede wszystkim Myslovitz — i to nie hity, które znają wszyscy, ale kompozycje z emocjonalnych zakamarków dyskografii. Nie był to koncert łatwy. Ale był prawdziwy.
Scena Audioriver together with T-Mobile Electronic Beats — reinterpretacje i ekstatyczne eksplozje
Flirtini 2012 FM — reinterpretacja, nie rekonstrukcja. To był set przemyślany od początku do końca. Nie chodziło o sentymentalne odtworzenie klimatów sprzed ponad dekady, ale o próbę przefiltrowania ich przez dzisiejszą wrażliwość. Znane motywy muzyczne z początków Flirtini zyskały nowe światło dzięki obecności takich artystów, jak Piotr Zioła, Ofelia, Julia Pośnik, Dominika Płonka, Catchup i Wozz Łozowski. To nie była składanka „the best of”. To była osobista opowieść o tym, jak zmieniają się gusty, relacje i inspiracje.
Bass Astral — taneczna kulminacja dnia. To nie był tylko koncert – to był pełnoprawny rave pod otwartym niebem. Hipnotyczne sekwencje, doskonale dobrane tempo, świadoma praca z przestrzenią i światłem. Bass Astral nie szukał kontaktu z publicznością – on ją pochłonął.
Rosalie. i 2K88 — zderzenie dwóch światów, które idealnie się uzupełniły. Jej wokal — emocjonalny, silny i kruchy jednocześnie. Jego produkcja — gęsta, nieoczywista, rozedrgana. Zderzyli się na scenie jak dwie planety — i choć ich orbity wydają się różne, to jednak stworzyli spójny, magnetyczny krajobraz.
Scena FNOMN — scena, która może być początkiem
Dzień drugi na FNOMN to kolejne odkrycia i potwierdzenie, że ta scena zasługuje na znacznie więcej uwagi niż tylko przystanek dla ciekawskich. Na najmniejszej, ale wyjątkowo znaczącej scenie FNOMN zagrali m.in. Antoni Banah, Krzyk Mody, Newskin i Daniel Godson – wszyscy wyłonieni w ramach programu FENOMEN. To przestrzeń, gdzie widać potencjał, niedoskonałości, ale i autentyczność, której brakuje czasem na większych scenach.
Każdy z nich przywiózł na festiwal zupełnie inny pomysł na muzykę. Od alternatywy z rockowym pazurem, przez miejską poetykę, po produkcje, które równie dobrze mogłyby zasilić line-up zagranicznych showcase’ów. Publiczność? Początkowo nieśmiała, ale z każdą minutą coraz bardziej zaangażowana.
Światło, które budowało nastrój
Trudno mówić o ZORZY wspieranej przez T-Mobile, nie wspominając o wizualnej stronie wydarzenia, która była równie istotna, co sama muzyka. Po zmroku teren festiwalu zmieniał się w pełną klimatu przestrzeń – drzewa i alejki rozświetlono subtelnym, starannie zaplanowanym światłem, które podkreślało charakter różnych stref i scen. W wybranych punktach festiwalu unosiła się też zorza – świetlna instalacja stworzona przy pomocy zaawansowanych projektorów, której ruch i forma nawiązywały do zjawiska polarnego. Delikatnie falujące światło rozciągało się nad głowami uczestników, tworząc hipnotyzujący efekt i nadając całemu wydarzeniu niemal magicznego charakteru. Nie był to tylko dodatek do koncertów, ale integralna część festiwalowego doświadczenia.
ZORZA wciąż w budowie
Drugi dzień ZORZY był mniej spektakularny, ale bardziej spójny artystycznie. Organizacyjnie – podobnie jak dzień wcześniej – nie obyło się bez zgrzytów: długie kolejki do stref gastro i toalet czy chwilowe problemy z działaniem działania aplikacji ZORZA. Ale atmosfera, światło i pomysł – wciąż się bronią.
ZORZA nie jest jeszcze gotowym festiwalem – to projekt, który szuka swojego języka i publiczności. Ale jeśli coś w nim intryguje, to właśnie ta niepewność, ten brak oczywistych odpowiedzi. I może to jest jego największa siła.
Głos publiczności
Reakcje uczestników drugiego dnia ZORZY wspieranej przez T-Mobile były pełne emocji — i choć przeważał entuzjazm, nie zabrakło też głosów krytycznych. „Fantastyczny festiwal! Nie mogło być inaczej w moim WrocLove!” – napisała jedna z uczestniczek. Inna dodała: „Było niesamowicie – Dawid i Artur RAZEM to był duet, który na długo zostanie w pamięci”. Sporo pozytywnych komentarzy zebrał też powrót Korteza z „Bumerangiem” – fani docenili jego wyważony, emocjonalny koncert.
Nie zabrakło jednak uwag technicznych. „ZORZA, zróbcie coś z wokalem Artura Rojka, bo go prawie nie słychać” – komentował jeden z widzów. Krytyka dotyczyła głównie nagłośnienia koncertu finałowego, na który wiele osób czekało z największymi nadziejami. Niektórzy porównywali wydarzenie z poprzednimi stadionowymi koncertami Podsiadły, wskazując, że „stadiony wygrywają 10 do 2”.
Mimo tego, większość relacji była pełna wdzięczności i wzruszeń: „W serducho na zawsze, był ogień”, „Fantastyczne koncerty, świetna organizacja. Miejsce idealne!”, „Było ekstra, ten duet to petarda” – czytamy w komentarzach. Te głosy pokazują, że ZORZA we Wrocławiu poruszyła – i to w różny sposób – tych, którzy zdecydowali się spędzić z nią ten letni weekend.
ZDJĘCIA
Fot. Krzysztof Powierża, Marta Chudek, Michał Murawski, Maciej Czyżewski, Adrian Chmielewski, Dominik Czerny, Paweł Cegielski, Paulina Hytroś, Ola Szczęch – Stencel, Róża Kadi, Krzysztof Żabski
Link do zdjęć: https://www.facebook.com/share/p/12MrwEJxcGW/