W meczu kończącym 5 kolejkę Ekstraklasy rywalizowały ze sobą Podbeskidzie Bielsko-Biała z Pogonią Szczecin, dla gospodarzy ten mecz miał być szansą na podreperowanie dotychczasowego skromnego-zaledwie 2 pkt dorobku.
Tak się jednak nie stało…
Pierwsze minuty spotkania miały dość wyrównany przebieg, choć większą ochotę do gry wykazywali Portowcy, wspierani dopingiem kilkudziesięciu najbardziej zagorzałych fanów, kibice gospodarzy nie pozostawiali im dłużni, jeszcze bardziej żywiołowo dopingując swoich ulubieńców.
Pierwszy groźny strzał Górale oddali w 11 min, kiedy to Mateusz Szczepaniak uderzył obok bramki strzeżonej przez Dawida Kudłę.
W 17 min szczecinianie wykonywali rzut rożny, po dośrodkowaniu Rafała Murawskiego piłkę głową do bramki skierował doświadczony Jarosław Fojut.
Szansę na wyrównanie miejscowi mieli w 21 min, kiedy to ponownie Szczepaniak minimalnie uderzył tym razem nad poprzeczką.
Trzy minuty później bielszczan ratuje przed utratą drugiej bramki czujność Zubasa, któremu w sukurs przychodzi poprzeczka.
W 30 minucie goście z nad morza zadają drugi cios-do niefortunnie wybitej przez golkipera gospodarzy piłki dopada Murawski, były gracz Lecha Poznańpłaskim i precyzyjnym strzałem podwyższa wynik spotkania na 0:2.
Ostatni kwadrans pierwsze połowy nie przyniósł ciekawych sytuacji podbramkowych, gra toczyła się głównie w środku pola, w szeregach gospodarzy widać było oczekiwanie na gwizdek oznaczający przerwę w spotkaniu.
Po przerwie na boisku pojawia się Lukáš Janič, który wnosi ożywienie w poczynaniach Górali.
W 51 min strzelają oni gola kontaktowego, po podręcznikowej wręcz akcji Deja-Kwame strzałem w samo okienko popisuje się Damian Chmiel.
Chwilę po wznowieniu była szansa na drugiego gola, ale strzał aktywnego dziś na boisku Szczepaniaka paruje na rzut rożny bramkarz Portowców.
Co się odwlecze….w 55 min precyzyjna centra Janiča i jeszcze lepsza główka wspomnianego wcześniej Szczepanika doprowadza do euforii na trybunach!
Gospodarze dostają wiatr w żagle, ale niestety po upływie pięciu minut szybko on cichnie-w zamieszaniu podbramkowym piłka odbiła się od pleców Kwame, spada wprost pod nogi Patryka Małeckiego, który strzałem z pierwszej piłki po raz trzeci pokonuje Zubasa.
Goście jeszcze mieli kilka sytuacji na podwyższenie wyniku, jednak w 70 minucie strzał Nunesa po rykoszecie-piłka odbiła się jeszcze od nóg Bartosza Jarocha przenosi Zubas nad poprzeczką, kwadrans później z przechodzącą wzdłuż linii bramkowej piłką mija się dwóch napastników Pogoni.
W doliczonym czasie gry gospodarzy mógł dobić Zwoliński, jednak w pojedynku sam na sam obronną ręką wyszedł bramkarz Górali.
Miejscowi odpowiedzieli niecelną główką Demjana i strzałem obok słupka Deji, który mógł doprowadzić do remisu w końcowych sekundach spotkania, tak się jednak nie stało.
Tak, więc drugi mecz na własnym boisku i druga porażka bielszczan, których teraz czeka ciężki mecz wyjazdowy ze Śląskiem Wrocław, kibicom gospodarzy przyszło opuszczać Stadion Miejski w minorowych nastrojach…
Warto jeszcze wspomnieć o nie najlepszej pracy sędziego Bartosza Frankowskiego, który dość „oszczędnie” rozdzielał żółte kartoniki gościom za grę na czas, nie dopatrzył się też kilku ich fauli.